„Za każdym konfliktem leży jakiś cel, za każdym problemem leży jakaś potrzeba”.
W Polsce team coaching dopiero się rozwija. Gdyby porównać go do rozwoju człowieka wydaje mi się, że jest na etapie raczkowania lub stawiania pierwszych kroków. Cieszę się że tak jest. Cieszę się, że jestem tu gdzie jestem… na początku drogi… w czasie zalążków team coachingu w Polsce! Czemu się z tego cieszę? Bo taktuję to jako szansę. Bo to także wyzwanie, a wyzwania mnie motywują. Bo mogę przyczynić się do implementacji team coachingu na Polski rynek i do jego popularyzacji. Bo to szansa na ciekawe uzupełnienie pracy indywidualnej, którą zajmuję się na co dzień, oraz na szersze wdrażanie zmian w wielu firmach. Dotychczas pracowałem indywidualnie głównie z właścicielami i kadrą zarządzającą, to bardzo ciekawa praca, ale team coaching daje szansę by potraktować firmy nieco szerzej – jako większy system, oraz, by scalić różne punkty widzenia i poglądy tak, by zespoły szybciej, łatwiej i efektywniej realizowały postawione przed nimi cele i odnosiły sukcesy.
Cieszę się również dlatego, że rozwój i popularność team coachingu dopiero zacznie się w naszym kraju. Cieszę się ponieważ, gdy człowiek jest na przedzie peletonu to ma świetny widok. Gdy umie to w prosty, czytelny sposób przenieść w praktykę, a przy tym osiąga wymierne efekty to oznacza iż staje się ekspertem, a to z kolei stwarza możliwości i otwiera szereg drzwi, które dotychczas były zamknięte. I moim zdaniem istnieje ogromna szansa, że w tym przypadku tak właśnie się stanie. Zakładam, że team coaching ma spore szanse na zyskanie popularności i dobrą sławę. Poniżej objaśnię czemu tak myślę.
Jesteśmy istotami społecznymi. Tak było od wieków. Kiedyś byliśmy wzajemnie zależni by przetrwać – tworzyliśmy osady, plemiona i inne małe społeczności. Ówczesny świat wymagał tego od ludzi – bronili się przed zagrożeniami ze strony innych plemion, polowali w zorganizowany sposób by zapewnić sobie wyżywienie. Przyglądając się historii można zauważyć trend do zawiązywania coraz większych ośrodków – wiosek, miast i metropolii. I choć trend ten ma zapewne pozytywne strony, to towarzyszy mu także fakt, iż stopniowo poszczególne jednostki oddalają się od siebie. W pradawnych plemionach ludzie pełnili co najwyżej kilka funkcji. Kobiety rodziły dzieci i dbały o strawę, szyły ubrania, a mężczyźni polowali, dostarczali materiały do szycia ubrań, budowali schronienie i dbali o bezpieczeństwo członków społeczności. Im mniejsze społeczności tym większa znajomość siebie nawzajem. Im mniejsze plemiona tym większa prostolinijność i jasna, zwięzła komunikacja. Wraz z rozwojem cywilizacji i tworzeniem się większych struktur społecznych, pojawiły się także nowe wyzwania i funkcje, które musi pełnić współczesny człowiek. Poziom specjalizacji stał się tak wysoki, że wielu z nas nie potrafi wykonywać innych zawodów, a nawet nieraz kompetentnie scharakteryzować jak wyglądają zakresy obowiązków naszych współpracowników. Świat poszedł do przodu – „Czasy się zmieniają i my zmieniamy się w nich” jak mówi stare łacińskie przysłowie. Sęk w tym, że wraz ze zmianami idą nowe wyzwania. Wszystko ma swoje dobre i złe strony, swoje konsekwencje. Niekiedy nieodwracalne lub trudne do zmiany. Ktoś swego czasu opowiadał mi, że ponoć, gdyby pojedyncza osoba chciała samodzielnie wyprodukować ołówek to nie starczyło by jej na to całego życia. Gdyby chciała zrobić to niezależnie od innych osób, i w konsekwencji nie korzystała z technologii i narzędzi wyprodukowanych przez innych ludzi to powstałby złożony proces. Osoba ta musiałaby stworzyć narzędzia do kopania by pozyskać grafit, do obróbki drzewa, aby osadzić grafit w drewnianej obudowie, same znalezienie złóż i wykopaliska mogłyby trwać wiele lat. A jak wyglądałby proces tworzenia precyzyjnych narzędzi i osprzętu bez używania istniejących już narzędzi? Można to sobie oczywiście wyobrazić, ale od wyobrażeń do czynów i związanych z nimi efektów w tym przypadku istnieje jeszcze daleka droga do przebycia.
Jak wspomniałem wcześniej „im mniejsze plemiona tym większa prostolinijność i jasna, zwięzła komunikacja”. Ponoć jakość naszego życia zależy od jakości naszej komunikacji. Im lepsze umiejętności komunikacyjne posiadamy tym mniej rodzi się niedomówień i konfliktów. Im mniej nieprzepracowanych konfliktów tym lepsza współpraca, im lepsza współpraca tym lepsze efekty, a idąc tym tropem, tym większe szanse na osiąganie założonych celów oraz poczucie spełnienia i satysfakcji, które stanowią pożądane i pozytywne źródło motywacji. Konflikty same w sobie nie są złe, o ile uda się je przepracować, wyciągnąć konstruktywne wnioski i wdrożyć zmiany. Często kadra zarządzająca musi się z nimi zmagać. Czasem firmy posiłkują się zewnętrznymi ekspertami, którzy mają pomóc targanym nimi zespołom. Dziś to dla wielu konsultantów codzienność. Zakładam, że wiele osób zmaga się z tym problemem. Wielokrotnie od właścicieli firm czy kadry zarządzającej słyszałem o licznych konfliktach i pokrewnych problemach. W zasadzie ludzie uczą się między innymi poprzez porównania. Ma to swoje dobre i złe strony, bowiem porównania i niepełne informacje oraz błędne domysły często przyczyniają się do powstania konfliktu. Prędzej czy później każdy konflikt musi zostać rozwiązany, aby uniknąć szeregu potencjalnych niekorzystnych konsekwencji. Rodzi się we mnie nieco idylliczne pytanie – A gdyby tak udało się uniknąć konfliktów przy jednoczesnym osiąganiu korzyści, które często rodzą się w sytuacjach, gdy konflikty są konstruktywnie przepracowane? Nie… to chyba niemożliwe. A gdyby można było pomóc zespołom radzić sobie w takiej sytuacji szybko, skutecznie, konstruktywnie? To zapewne jest możliwe. Zakładam, że samo szkolenie nie zawsze załatwi sprawę, ponieważ żaden szkoleniowiec nie zna tak firmy, zespołu i panujących w nim zależności tak dobrze jak jego członkowie. Mediacje czy facylitacja też mają swoje ograniczenia, w przypadku, gdy chcielibyśmy uzyskać efekt powtarzalny w kolejnych tego typu sytuacjach. I właśnie tu pojawia się opcja zatrudnienia team coacha, który pomoże zespołowi w osiągnięciu ważnych dla niego celów. Bowiem za każdym konfliktem leży jakiś cel, za każdym problemem leży jakaś potrzeba. Team coach pracując w sposób niedyrektywny, wydobywając z ludzi ich potencjał, bazując na ich wiedzy oraz doświadczeniu jednocześnie stwarza korzystne warunki, by poszczególni zainteresowani przyjęli odpowiedzialność za rozwiązanie powstałych problemów. Coach pracujący w zespole może pełnić różne role – z jednej strony bazuje na mądrości zespołu, czasem udziela informacji zwrotnej, delikatnie konfrontuje, zasiewa ziarno wątpliwości lub rzuca światło na pominięte dotychczas obszary. Czasem jego działania mogą być rozbudowane, choć odnoszę wrażenie, że doświadczony i wierzący w potencjał zespołu i jego poszczególnych członków coach uaktywnia się w sposób umiarkowany dając przestrzeń innym. Niekiedy bywa też tak, że ogromną wartością team coachingu jest zapewnienie zespołowi czasu, by zebrać się razem i zmierzyć ze stojącymi przed nimi wyzwaniami. Natomiast przewagą team coacha nad szkoleniowcem czy konsultantem w tym konkretnym aspekcie może być fakt, że dzięki tak poprowadzonemu procesowi zespół przyswaja sobie pewne postawy i umiejętności dzięki którym w kolejnych tego typu sytuacjach będzie potrafił poradzić sobie samodzielnie bez uciekania się do wzywania zewnętrznych specjalistów. Jest to ogromny atut. Raz skutecznie zainwestowany czas, może przerodzić się w przyszłe zyski pod postacią czasu i redukcji zbędnych kosztów w przyszłości. „Czas w dzisiejszych czasach” stanowi najcenniejszą walutę jaką posiadamy. Gdy zastanowimy się nad tym głębiej, to wszystko co posiadamy okupione jest czasem jaki musieliśmy poświęcić by to zdobyć. A skoro ideą istnienia firm jest tworzenie zysku i wynikających z niego wartości/możliwości to idąc tym tropem, w gruncie rzeczy zazwyczaj czas ma ogromne znaczenie.
Oczywiście każda jednostka sama nadaje wartość swojemu czasowi – część ludzi bezrobotnych ma do dyspozycji mnóstwo czasu, ale nie ceni go sobie tak jak osoby angażujące się w rozmaite działalności, które muszą być dobrze zorganizowane, a w konsekwencji wartość każdej wolnej chwili dla nich wzrasta.
Osoby zarządzające firmami zazwyczaj znają wartość swojego czasu. Część z nich potrafi odraczać gratyfikację, gdy na horyzoncie pojawiają się potencjalne znaczące zyski w przyszłości. Właśnie ta grupa ludzi dzięki zainteresowaniu innowacyjnymi metodami pracy może przyczynić się do popularności team coachingu(coachingu zespołowego). Przyznam, że nie wiem jak obecnie przedstawia się sytuacja na Świecie, ale opierając się na innych obserwacjach zakładam, że „oni już tam są” – że coaching zespołowy robi się popularny, że jest doceniany, że cieszy się dobrą sławą, że przekłada się na wartości istotne dla wielu zainteresowanych stron. Bowiem jeśli przyczynia się do poprawy relacji, do osiągania założonych celów, do lepszego funkcjonowania zespołów to satysfakcjonuje zarówno poszczególne osoby jak i zarządy firm oraz ich właścicieli. Wyobrażam to sobie jako sytuację „win-win”, czy koncepcję wspólnej korzyści.
To co dzieje się w USA czy Europie zachodniej dociera do Polski zazwyczaj z opóźnieniem. Niekiedy nawet kilkunastoletnim. Przykłady można mnożyć. Czemu więc się nie uczyć od tych, którzy są dalej na ścieżce rozwoju? Czemu nie mielibyśmy przeszczepiać doświadczeń z kultur bądź organizacji, które mają to już opanowane bo przerabiały to wcześniej?
W erze Tayloryzmu maszyny zastępowały ludzi. Jednak obawy, że maszyny nas zastąpią okazały się bezpodstawne. Okazało się bowiem, że jeśli zachowamy się elastycznie i przystosujemy do zmian to nadal będziemy potrzebni, a szczególnie potrzebni będą specjaliści. W efekcie nastała era gospodarki opartej na wiedzy. Wysoko wykwalifikowani specjaliści stali się bardzo cennym zasobem w organizacjach, z których wiele zdało sobie sprawę jak ważnym jest, by ten zasób utrzymać. Myślę, że w Polsce też tak to wygląda. Co prawda nadal spotykam się w niektórych branżach z firmami, które bazują na inwestycjach w maszyny i technologię, jednak wiele z nich zauważyło już jak ważny kapitał stanowią ludzie. Gdyby bazować jedynie na maszynach to przy krachu czy kryzysie na rynku bądź zmianie technologii tracą one na wartości. A inwestując w rozwój członków zespołu, którzy zmieniają nawyki, postawy, zyskują nową wiedzę i umiejętności – tego wszystkiego nie zabierze tym ludziom nikt, bowiem raz zdobyte doświadczenie i wiedza zostaje nam do końca życia. Możemy z tego korzystać dożywotnio, a o ile czasem uaktualniamy naszą wiedzę bądź modyfikujemy przekonania, to osoba z takim nastawieniem stanowi coraz cenniejszy zasób dla organizacji. Właśnie dlatego warto zatrzymywać takie osoby w firmie.
Ponieważ rolą coacha jest stawianie pytań, postawię jedno, na które warto, aby organizacje zainteresowane team coachingiem same sobie odpowiedziały:
– Ile czasu, nakładów finansowych, emocji, zaangażowania osób szukających pracowników oraz osób wdrażających i przekazujących im obowiązki kosztuje firmę wykształcenie, przystosowanie i zintegrowanie z zespołem nowego pracownika?
W mojej ocenie procesy coachingowe i team coachingowe mogą okazać się w tym bardzo pomocne. Wystarczy przyjrzeć się czynnikom motywacyjnym, w których tak często akcentowane są relacje, poczucie sensu wykonywanej pracy, szanse rozwoju własnego potencjału, jakość komunikacji(czytelne polecenia i informacje zwrotne o postępach/efektach), oraz atmosfera pracy.
Nie twierdzę, że team coaching jest panaceum na wszystkie bolączki czy wyzwania współczesnych firm i organizacji. Widzę w nim natomiast znaczący potencjał. Można stosować tą metodologię stricte jako wyłączną metodę pracy z zespołem, jak również włączyć jej elementy do innych metodologii pracy, tak by tworzyć „szyte na miarę” rozwiązania dla firm, które stają przed złożonymi problemami, poszukują nowatorskich, skutecznych rozwiązań i oczekują konkretnych, mierzalnych efektów. Odnoszę wrażenie, że uzupełnienie oferty o tę dziedzinę przełoży się na większą konkurencyjność na rynku i znacząco wzbogaci mój warsztat pracy.
Jakub Kusiorski
coach ICC, team coach ICC,
Erickson Professional Coach
Olsztyn & online coaching